Aktualności

Ofiary Ziobry. Kto stracił na tym, że Ziobro kupował garnki z Funduszu Sprawiedliwości – Lidia Mazowiecka w oko.press

Wywiad Agnieszki Jędrzejczyk z Lidią Mazowiecką ukazał się 7 lutego 2024 roku w oko.press. Dziękujemy Redakcji za zgodę na jego przedruk.

Fundusz Sprawiedliwości mógłby pomóc tysiącom ludzi odbudować życie po tym, jak padli ofiarą przestępstw. Tymczasem mamy zgłoszenia, że oni nie mają co jeść, instytucje zobowiązane do pomocy nie mają na to pieniędzy. A Ziobro w tym samym czasie wspierał koła gospodyń wiejskich – mówi prok. Lidia Mazowiecka, ekspertka od praw ofiar przestępstw.

“Przez ostatnie lata Fundusz Sprawiedliwości stał się symbolem finansowania swoich, współczesnej kiełbasy wyborczej. Był określany prywatnym funduszem Ziobry, funduszem niesprawiedliwości, funduszem reprezentacyjnym” – mówiła 26 stycznia 2024 wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz przedstawiając w Sejmie informację o stanie Funduszu.

Sposoby wykorzystywania Funduszu Sprawiedliwości OKO.press opisywało od samego początku.

Teraz chcemy zadać pytanie, Kto na tych ekscesach ekipy Ziobry stracił?

“Fundusz Sprawiedliwości powinien wspierać ofiary przestępstw m.in. poprzez finansowanie Sieci Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem. Pieniądze z Funduszu przeznaczone dla ofiar wydawano jednak na garnki, piłki, podsłuchy, wozy strażackie, gazety siejące nienawiść, generalnie na kampanie polityczne. To ogromne, haniebne sprzeniewierzenie” – mówi Lidia Mazowiecka.

Jest prokuratorką (w stanie spoczynku), która od ćwierć wieku zajmuje się prawami ofiar przestępstw. Przedtem w Ministerstwie Sprawiedliwości i prokuraturze, teraz w Fundacji Pomocy Ofiarom Przestępstw, której jest obecnie prezeską. Jest też autorką wielu publikacji prawniczych dotyczących praw ofiar przestępstw.

Jej zdaniem problem z Funduszem nie polega tylko na wydawaniu pieniędzy na partyjne cele. Chodzi o to, że w tym czasie Fundusz nie robił tego, co do niego należało. Nie budował i nie rozwijał systemu wsparcia dla ofiar. Prawo dla ofiar mamy całkiem dobre, praktykę złą i to m.in. dlatego że Fundusz w rękach Ziobry od 2017 roku na nim pasożytował.

Prokurator Mazowiecka mówi jeszcze coś: prawa ofiar przestępstw zostały zignorowane przez ekipę Zjednoczonej Prawicy, zanim dobrała się ona do pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Bo pomoc ofiarom organizowana była przez organizacje pozarządowe i sieć edukacyjną w prokuraturze. A taka sieć współpracy zawsze przeszkadza, jeśli chce się zwasalizować prokuraturę i sądy.

Ziobro szedł do władzy, upominając się o prawa ofiar, ale do sprawowania władzy ofiary były mu nie tylko niepotrzebne. Stały się przeszkodą. „Minister sprawiedliwości okradał ofiary” – mówi Lidia Mazowiecka.

Ofiara przestępstwa nie ma co jeść

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Napisała do waszej Fundacji Pomocy Ofiarom Przestępstw ofiara przestępstwa, która nie miała za co kupić sobie jedzenia.

Lidia Mazowiecka: To był wstrząsający list: „Chodzę czasem do ośrodka (…), ale raz są talony [na jedzenie], a raz nie ma. Teraz nie było bardzo długo, więc się zapożyczyłam. I nie wiem, kiedy oddam”.

Ośrodek, o którym pisze ta pani, to jeden z 305 ośrodków pomocy pokrzywdzonym, działających w ramach Sieci Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem. Sieć jest finansowana z Funduszu Solidarności, który ma w dyspozycji ponad 350 mln zł. rocznie.

Ośrodek powinien więc dać jej talon na jeden ciepły posiłek dziennie. Ale jak sprawdziliśmy, nie mógł pomóc, bo nie miał pieniędzy (!). Budżet, jakim dysponował, na taką ciągłą pomoc nie wystarczał.

I w tym samym czasie pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości szły na garnki i piłki, podsłuchy i kamizelki odblaskowe dla różnych organizacji, w ramach kampanii wyborczej partii Ziobry. To ogromne, haniebne sprzeniewierzenie.

Wątpię, żeby przeciętny polski obywatel godził się na darowizny ze środków publicznych kosztem pokrzywdzonego przestępstwem, czasem głodnego. Gdyby kobiety z kół gospodyń wiejskich wiedziały, że te piękne garnki, w których gotowały pierogi na pikniki wyborcze dla sytych i zdrowych, dostały od Ziobry kosztem skrzywdzonych i cierpiących, to myślę, że nie przyjęłyby ich. A w tych, które miały ugotowałyby pierogi dla ofiar, ludzi w potrzebie.

Myśli Pani, że nie jesteśmy aż tak cyniczni?

Pewnie, że nie. Wystarczy popatrzeć na organizację pomocy Ukrainie.

Tylko że nazwa „Fundusz Sprawiedliwości” absolutnie nie kojarzy się z Funduszem Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. To jest kolejna manipulacja. Dlatego apeluję, żeby wrócić do starej nazwy. Sytuacja byłaby jaśniejsza.

To tylko kwestia nazwy?

Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym powstał w 2012 roku jako państwowy fundusz celowy. Następnie wrzucono go do jednego garnka z Funduszem Pomocy Postpenitencjarnej i nazwano Funduszem Sprawiedliwości. Stał się funduszem niesprawiedliwości.

Pomysł, żeby ofiarę i sprawcę jej pokrzywdzenia uczynić beneficjentami tego samego funduszu, jest co najmniej dziwny. Świadczył o niezrozumieniu przez organy państwa istoty pomocy ofierze.

Wtedy, w 2012 roku sumy w dyspozycji Funduszu nie były jeszcze znaczące. Sieć Pomocy była mało rozbudowana. Zmiana prawa spowodowała, że do Funduszu ze świadczeń pieniężnych i nawiązek zaczęły napływać olbrzymie pieniądze. Powstała szansa na stworzenie, systemowej sieci instytucji wzorowo wspierających ofiary przestępstw.

W 2017 roku zmieniono prawo o Funduszu tak, że nie był już skierowany do ofiar, lecz zaczął służyć rządzącym.

Ale jak to możliwe, żeby ofiara przestępstwa nie miała za co kupić jedzenia?

Możliwe. Ludzie w wyniku przestępstw tracą zdrowie, pracę, mieszkanie. Mają zupełnie podstawowe potrzeby: wyżywienie, ubranie, lekarstwa, opłaty za mieszkanie. Potrzebują też pomocy specjalistycznej – prawnej, psychologicznej, a nawet psychiatrycznej.

To bywa życiowa katastrofa, na którą nikt nie jest przygotowany. Dlatego obowiązkiem państwa jest ludzi w takim momencie ich życia wszechstronnie i od początku wspierać. To, że politycy użyli tych pieniędzy w kampanii wyborczej, jest wyjątkowo okrutne i wstrętne.

Mówiła to już Pani.

I będę to powtarzać. Robić politykę kosztem tych ludzi jest haniebne, okrutne i wstrętne.

Co zamiast garnków

Były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski 26 stycznia, w czasie sejmowej dyskusji o Funduszu, przekonywał, że nikt, kto potrzebował pomocy, nie został jej pozbawiony, a za czasów PiS pomoc za pośrednictwem ośrodków pomocy pokrzywdzonym była ponad dziesięć razy większa niż za PO-PSL. Jednocześnie jednak odpowiedzialna teraz za Fundusz wiceministra Zuzanna Rodzińska-Bluszcz mówiła (w wywiadzie dla „Wyborczej”), że są takie ośrodki, które przez cały rok pomogły tylko jednej osobie. To jak to jest?

Nasza historia pokazuje, że Marcin Romanowski nie miał racji. Ludzie rzeczywiście nie dostawali podstawowej pomocy. Bo Sieć Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem, bardzo dobry i skuteczny system niesienia wsparcia ofiarom przestępstw, jest niedofinansowana i mało kto o niej wie.

Ale ta Sieć ma ogólnopolski zasięg. Wiele okręgowych ośrodków powstało na bazie doświadczonych organizacji pozarządowych, które miały już specjalistów, ekspertów z różnych dziedzin, dysponowały wolontariuszami, a także, co ważne, współpracowało z innymi jednostkami państwowymi czy samorządowymi zajmującymi się ofiarami przestępstw.

Taka sieć mogłaby naprawdę wszechstronnie i kompleksowo pomagać ofiarom, gdyby – tak jak to założono – otrzymywała wystarczające wsparcie z Funduszu. I gdyby kładziono nacisk na kompetencje jej pracowników. A także, gdyby system docierał do ofiar, gdyby o Sieci wiedzieli policjanci, prokuratorzy, sędziowie, służby socjalne. Oni powinni kierować do niej ofiary, gdy tylko zostały pokrzywdzone przestępstwem. Żeby ze swoją krzywdą, stratą i cierpieniem nie były pozostawione sam sobie.

Ośrodki skupione w Sieci mają mało klientów, bo nikt o nich nie wie. Więc dostają mało pieniędzy. I jeśli w końcu ktoś tam trafia, to się okazuje, że dla niego nie starcza. Jeśli ośrodek pomagał jednej czy dwóm osobom, to kolejna wywraca budżet do góry nogami.

Instytucje państwa niewiele wiedzą o prawach ofiar, a jeśli wiedzą, to nie umieją tej wiedzy zastosować. Nie współpracują ze sobą. Zadaniem państwa jest tę wiedzę wykorzystać i tworzyć zasady systemowej współpracy na rzecz ofiar. Nawet jeśli każda poszczególna instytucja będzie dobrze wykonywać swoje obowiązki, brak współpracy pomiędzy nimi może doprowadzić nawet do śmierci ofiary. I winnych nie ma.

I tak np. gdyby kompensata państwowa była powszechnie znaną instytucją, to ofiara już na początku postępowania przygotowawczego mogłaby otrzymać wsparcie finansowe od państwa np. na wstawienie wybitych zębów, czy na konieczne wskutek doznanych obrażeń leczenie. Ale musi o tym wiedzieć ofiara, a jeśli nie wie, ktoś musi jej to powiedzieć. Ktoś musi jej to wytłumaczyć, ktoś powinien pomóc złożyć jej wniosek. Zgodnie z przepisami mógłby to zrobić to prokurator. Dlatego i oni wszyscy muszą o tym wiedzieć. Nie powinno pozostawić się ofiary samej z jej krzywdą.

Gdyby do promowania tej wiedzy wykorzystać Fundusz, nasza sytuacja byłaby inna.

Trzeba poprawić prawo?

Prawo o Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym – tak.

Ale generalnie prawo mamy naprawdę dobre – zawdzięczamy to w dużym stopniu członkostwu w Unii Europejskiej. Nasze prawo przyjmuje, że los ofiary jest ważny, podkreśla jej podmiotowość, nie skupia się wyłącznie na sprawcy, daje narzędzia wsparcia ofiar i rekompensowania im krzywdy. Wskazuje na osoby szczególnie podatne na skrzywdzenie: dzieci, kobiety, osoby starsze, z niepełnosprawnościami.

Trzeba zapytać, dlaczego to prawo – powtórzę – nie działa. Wiele przepisów uwzględniających ofiary jest martwych, np. ten o możliwościach otrzymania kompensaty albo o asystencie pokrzywdzonego przestępstwem.

Osobie zgwałconej prawo zapewnia szczególną ochronę, a mimo to w praktyce, nie znajduje ona wsparcia ze strony policjanta czy prokuratora.

A jeśli zostaniesz ofiarą

A gdybyśmy się tak przygotowali do bycia ofiarą i sami się tego wszystkiego nauczyli? Jako społeczeństwo nauczyliśmy się indywidualnych strategii: na złą szkołę są korepetycje, na niewydolną publiczną służbę zdrowia – prywatne wizyty, a na wysokie rachunki za prąd – fotowoltaika.

Tego akurat się nie nauczmy. To zawsze w nieoczekiwany sposób wyrywa cię z sieci społecznej i czyni słabszym. Nieważne, czy byłeś wysokim urzędnikiem, czy emerytką. Jako ofiara przestępstwa potrzebujesz pomocy i tę pomoc powinno zapewnić państwo.

Przeżyłam raz napaść: sprawca na światłach zabrał mi torbę z samochodu. Jestem prawniczką, znam przepisy, a prawami ofiar zajmuję się zawodowo i społecznie. A jednak, kiedy zadzwoniłam do koleżanki-prokuratorki, a ona spytała, czy mam przyjechać, to to była najważniejsza dla mnie rzecz. Moja wiedza i duże doświadczenie wtedy po prostu nie wystarczyły. Kompletnie się nie liczyły. Byłam tak bezbronna, jak inne ofiary. Ale niezwykle ważna była dla mnie chęć pomocy i wsparcia. Policja oczywiście zachowała się przewidywalnie, czyli nie zrobiła nic.

A teraz proszę sobie wyobrazić, że wyrywają torbę starszej kobiecie, która tam miała portmonetkę, prezent od nieżyjącego męża. Jej cierpienia i szoku, jakiego doznaje, się nie policzy w pieniądzach.

Albo to: zgwałconej kobiety w dużym mieście dwa razy nie przyjmują do szpitala. Traktują ją jak natręta, pouczają, jak powinna się zachować. Że generalnie to jej sprawa i nich się sama ogarnie. To samo spotyka ją na policji, w prokuraturze, i to się dzieje, choć ona zna swoje prawa. Tym bardziej jest tym wszystkim dotknięta.

To jest wtórna wiktymizacja, dodatkowe cierpienie wynikające z tego, że funkcjonariusze policji, prokuratorzy, w końcu sędziowie nie wykonują swoich obowiązków. Nie znają ich, bo nie było szkoleń, które powinien dla nich wszystkich finansować Fundusz. Żeby wiedzieli, że nie chodzi o pozbawienie sprawców należnych im praw, ale o to, żeby ich ofierze zapewnić chociaż tyle samo. Żeby była podmiotem w sprawie, a nie przedmiotem dowodowym.

Asystent pokrzywdzonego, szpitale dla ofiar zgwałcenia

Mówiła też pani o instytucji asystenta pokrzywdzonego.

Kodeks postępowania karnego przewiduje taką instytucję. Oczywiście jest nieznana. Nasza Fundacja chce ją ożywić. Sprawić, by służyła ofiarom.

Od 2023 roku prowadzimy projekt „Asystent Pokrzywdzonego”. Jego celem jest, aby asystenci-wolontariusze od samego początku postępowania, czyli od złożenia zawiadomienia o przestępstwie mogli towarzyszyć ofierze. Byłaby to instytucja obowiązkowa we wszystkich ośrodkach i punktach Sieci Pomocy. Oczywiście dobrowolna dla ofiary.

Przeszkolony asystent mógłby ocenić sytuację i doprowadzić do tego, by ofiarą objęli wsparciem pracownicy Sieci: psycholog czy prawnik, który napisałby pismo procesowe, np. o kompensatę. Samo wysłuchanie ofiary, zajęcie się jej problemami i pomoc w ich rozwiązaniu jest dla niej bardzo ważne. Fundusz Sprawiedliwości mógłby finansować cały taki system!

Na ukończeniu mamy też projekt ustawy o systemowym wsparciu ofiary zgwałcenia. To może dopaść każdego. Niezależnie od wieku i stylu życia, płci. Gwałt nie kończy się nigdy, bo jego skutki zostają na całe życie. Ustawa miałaby doprowadzić do tego, aby procedura postępowania z ofiarą przestępstwa w placówce służby zdrowia wymagała kontaktu z Siecią Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem.

W wyspecjalizowanych szpitalach byłyby punkty, które udzielałyby pierwszego wsparcia osobie zgwałconej, a potem ewentualnie kierowały do wyspecjalizowanych medycznych służb wsparcia i do Sieci. Ofiara mogłaby korzystać w całym bardzo traumatycznym dla siebie postępowaniu z wszechstronnej pomocy.

Czyli gdyby Fundusz działał tak, jak powinien, czyli pilnował, by pomoc i wiedza o niej docierały jak najszerzej, to jak by było?

Na policji, w prokuraturze, w szpitalu ofiara otrzymywałaby w odpowiednich intymnych warunkach informację, że może otrzymać pomoc i jaką. Co jej przysługuje. Jakie ma prawa, w tym prawo do asystenta. Gdzie są najbliższe ośrodki, świadczące pomoc. To wszystko wiedzieliby policjanci, prokuratorzy, sędziowie i lekarze. Wyjaśnialiby i pomagali, bo rozumieliby sens tych przepisów i umieją je zastosować.

Nie tak jak teraz się dzieje na policji, gdzie często poprzestają na wręczeniu kilkustronicowej informacji napisanej w trudnym, prawniczym językiem. Wręczą, bo taki mają obowiązek, ale już nie wytłumaczą, choć taki obowiązek też mają.

Personel w szpitalu nie widzi też różnicy między sytuacją osoby brutalnie pobitej i tej, która się potłukła, bo poślizgnęła się na lodzie. Bywa, że na SOR pani w okienku zawoła do oczekujących na badania: „Pani zgwałcona do gabinetu nr 4”.

Na pewno trzeba robić wszystko, aby zapobiec wiktymizacji wtórnej przede wszystkim powodowanej przez szeroko pojęty wymiar sprawiedliwości. Do tego potrzebne są szkolenia, edukacja, wytyczne. To powinien finansować Fundusz.

Trzeba też edukować społeczeństwo i to od podstaw. Już przedszkolak powinien wiedzieć, że spór z kolegą może załatwić przy pomocy mediacji, a nie przemocy. Krótka spódnica, kolorowe włosy, czy wyzywające zachowanie nie są przyzwoleniem na gwałt. Potrzebne są kampanie społeczne.

Szkolenia, które Pani postuluje, nie są aż tak bardzo kosztowne. Dlaczego na to nie starczało?

Prawami ofiar zajmowałam się jako prokuratorka w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Prokuraturze Generalnej, a potem, po zmianach Prokuratur Generalny uznał, że taka działalność w prokuraturze jest niepotrzebna. I wszystkie nasze działania na rzecz ofiar Zbigniew Ziobro skasował od razu, gdy tylko wszedł do Ministerstwa.

Program „Prokurator ofiarom przestępstw” to była wielka akcja edukacyjna. Wydawaliśmy wspólnie z wydawnictwem Wolters Kluwer publikacje, komentarze, które następnie rozsyłaliśmy do wszystkich podmiotów mających kontakt z ofiarą. Organizowaliśmy sesje naukowe. Prokuratura w każdej apelacji miała koordynatora do spraw ofiar. Była to całkiem sprawnie działająca sieć prokuratorów, którzy pilnowali praw pokrzywdzonych.

To trochę wyjaśnia. Jeśli chce się zwasalizować prokuraturę, to istnienie poziomych struktur nie jest na rękę. Nic dziwnego, że je Ziobro skasował.

Tylko że – nie wolno o tym zapomnieć – prawa ofiar były dobre jako hasło, kiedy Zbigniew Ziobro szedł po władzę. Wszedł do polityki jako propagator praw ofiar przestępstw. Mówił: „Prokurator ma chronić ofiary, a nie ich oprawców. Jeśli tego nie rozumie, nie jest godzien sprawować swojego urzędu. Musi kierować się wrażliwością wobec ofiar przestępstw, zwłaszcza gdy są nimi bezbronne kobiety czy dzieci”.

Gdy doszedł do władzy, miał już inne priorytety: podporządkowanie sądów, uczynienie prokuratury powolną politykom. Kosztem ludzi okrutnie potraktowanych przez los.

Z tego, co Pani mówi, prawdziwa pomoc ofiarom przestępstw wymaga mrówczej, żmudnej i mało spektakularnej pracy.

I tego jako obywatelka wymagam od państwa. Fundacja Pomocy Ofiarom Przestępstw we wszystkich tych działaniach będzie państwo wspierać.

Teraz organizujemy kampanię „Na gwałt”. Bo na gwałt potrzebnych jest wiele zmian dla dobra ofiar. Na gwałt potrzebne są zmiany systemowe w prawodawstwie, na gwałt potrzebna jest specjalizacja sędziów, prokuratorów, funkcjonariuszy Policji, pracowników służby zdrowia, na gwałt potrzebna jest edukacja społeczna.

Gdyby nie sprzeniewierzenie Funduszu Sprawiedliwości, wiele rzeczy potrzebnych „na gwałt” byłoby zrobionych. Zbigniew Ziobro doprowadził do ogromnych nadużyć. Nie dość, że źle, niezgodnie z prawem wydawano publiczne pieniądze, to spowodowano krzywdę ludzi, których Zbigniew Ziobro zamierzał bronić przed oprawcami. A nie wiemy jeszcze, ile jest ofiar „Pegasusa”.

W każdym razie zapraszamy na inaugurację kampanii 22 lutego w Dzień Ofiar Przestępstw.

Agnieszka Jędrzejczyk – z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. – w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2023