Znowu to zrobił: Zbigniew Ziobro dopuścił (polecił?) do upublicznienia danych ofiar przestępstwa. Dane trojga ofiar niedawnego wypadku na autostradzie A1 podano w liście gończym za sprawcą wypadku, dodając przy tym informację (znaną wcześniej, ale bez znaczenia dla ścigania sprawcy) o tym, jaką śmierć poniosły.
W samym liście gończym (https://www.gov.pl/web/po-piotrkow-trybunalski/Poszukiwanie-listem-gonczym) jest informacja, że wydano go na polecenie prokuratora prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Krzysztofa Winnickiego, jednak odpowiedzialność za podanie danych ofiar ponosi osobiście Zbigniew Ziobro. Jak wiadomo, prokuratura – to on. Rządzi nią niepodzielnie od ośmiu lat i ma wszelkie uprawnienia, łącznie z procesowymi, do ingerencji w każde postępowanie. Z tym uprawnień, które sam sobie przyznał prawem o prokuraturze z 2016 roku chętnie i często korzysta. Poza tym sam, na konferencji prasowej poinformował, że to on polecił wydać list gończy.
Czyli znowu to samo: prokuratura Ziobry krzywdzi ofiary przestępstwa. Latem Ziobro zrobił to osobiście, na konferencji prasowej zorganizowanej w obronie sprawczyni napaści na uczestniczkę Marszu Równości w Poznaniu, podał nazwisko jej ofiary (https://fpop.org.pl/ewa-siedlecka-ziobro-uderza-w-ofiare/). Teraz co najmniej toleruje naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych (RODO) przez podległą mu prokuraturę. Art. 13. tej ustawy mówi, że „Właściwe organy przetwarzają dane osobowe wyłącznie w zakresie niezbędnym dla zrealizowania uprawnienia lub spełnienia obowiązku wynikającego z przepisu prawa.” Art. 14 zaś dopuszcza takie przetwarzanie danych wrażliwych (a za takie można uznać informacje o rodzaju śmierci ofiary), ale tylko jeśli „jest to niezbędne dla ochrony życia lub zdrowia lub interesów osoby, której dane dotyczą, lub innej osoby”. Podanie danych ofiar w liście gończym nie jest ani „niezbędne”, ani nawet pomocne w ściganiu sprawcy. Tym bardziej nie jest niezbędne dla ochrony życia, zdrowia czy interesów ofiar i ich bliskich. W dodatku publikacji danych ofiar nie skonsultowano z rodziną (https://wiadomosci.wp.pl/to-oburzajace-przyjaciolka-ofiar-komentuje-list-gonczy-6946853592009568a), a więc i ona jest pokrzywdzona ujawnieniem danych.
Nota bene ściganie tego akurat sprawcy prokuratura podjęła na tyle późno (po ponad tygodniu), że prawdopodobnie zdążył się ukryć za granicą. Przedtem policja i prokuratura chroniły dane kierowcy. I twierdziły, że samochód BMW, którego dwaj pasażerowie potrzebowali pomocy medycznej, nie miał związku z wypadkiem, chociaż stał opodal miejsca zdarzenia. Przesłuchano kierowcę, ale jako świadka. Zbigniew Ziobro informował na konferencji „Rodzina kierowcy zapewnia, że kierowca stawi się przed wymiarem sprawiedliwości”.
Krzywdzenie ofiar przestępstw przez podawanie ich danych, to już w przypadku Zbigniewa Ziobry recydywa. Dosłownie, bo nieuprawnione ujawnianie danych – to przestępstwo z ustawy o ochronie danych: Art. 54. „1. Kto przetwarza dane osobowe, o których mowa w przepisach o ochronie danych osobowych przetwarzanych w związku z zapobieganiem i zwalczaniem przestępczości, choć ich przetwarzanie nie jest dopuszczalne albo do których przetwarzania nie jest uprawniony, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. 2. Jeżeli czyn określony w ust. 1 dotyczy danych wrażliwych, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat trzech.” Tylko jak prokuratura Ziobry ma ścigać Ziobrę? Taki gest niezależnego prokuratora miałby krótki żywot, jak np. wszczęcie przez prokurator Ewę Wrzosek śledztwa w sprawie wyborów kopertowych po doniesieniu na premiera Mateusza Morawieckiego.
Dezynwoltura Zbigniewa Ziobry w sprawie ujawniania danych świadczy o tym, jak ten polityk deklarujący troskę o prawa ofiar traktuje te prawa. W ich imię wymusił uchwalenie kolejnego, drakońskiego zaostrzenia kar, w tym zasad ich wymierzania, i wzmocnił procesową pozycje prokuratora nie tylko wobec oskarżonego, ale nawet wobec sądu. Od października nowe przepisy
wchodzą w życie, a minister Ziobro podkreśla, że to nie obywatele mają się bać (przestępców), ale przestępcy (surowych kar). Wygląda na to, że obywatele powinni się bać także podległej prokuratorowi Ziobrze prokuratury.
Ewa Siedlecka – dziennikarka, absolwentka wydziału Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW. Pracowała z osobami chorującymi psychicznie i z uzależnionymi (w ośrodku MONAR). Od 1989 do lutego 2017 pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Od marca 2017 – w tygodniku Polityka. Zajmuje się tematyką prawną, w tym praw człowieka i prawa konstytucyjnego. Szczególnie interesują ją prawa grup wykluczonych, w tym osób LGBT, chorych psychicznie i niepełnosprawnych. Członkini Rady Programowej Fundacji Pomocy Ofiarom Przestępstw.